sobota, 8 listopada 2014

Powrót:)

Wow!

Hey, cześć, siemanko, witajcie:). Po ponad roku trafiłam na swojego bloga. Zapomniałam chyba już jak się pisze :P. Gdzieś z braku czasu, natłoku wrażeń, ważnych wydarzeń, emocji ten blog tak na prawdę gdzieś mi umknął. Szkoda, ponieważ tyle rzeczy u mnie się działo, którymi mogłabym się podzielić. Nowe miasto, zaczęte studia, nowe znajomości, związki, odkrywanie Rzeszowa oraz de facto odkrywanie siebie na nowo. 


Brakowało mi tego uczucia, gdzie mogę usiąść zimną nocą, pod kocykiem z herbatką, laptopem oraz delikatnie płynącą muzyką w powietrzu, by móc podzielić się jakąś cząstką z mego życia:). Jestem aktualnie w domu, ponieważ święto, długi weekend. Mimo wszystko zawsze miło jest wrócić do domu, no i odwiedziłam moją ukochaną Gabę:). Jest najlepsza, zawsze nastraja mnie pozytywną energią, daje mi radość, uśmiech, szczęście i dzięki temu jak wpływa na mnie mogę jakoś przeżyć kolejne tygodnie, gdzie nie będę jej widziała. Dziecko niespełna 4-letnie a ma w sobie niezwykle wiele magii i mocy, zawsze z radością w sercu odwiedzam ją. Wczoraj układałyśmy puzzle i szczerze obie jednakowo fantastycznie się przy tym ubawiłyśmy. Jeszcze muszę się do niej wybrać nim pojadę znów na studia;).

Tak już na zwieńczenie tego posta pozostawię Was z piosenką Sama Smith'a, której ostatnio nie potrafię przestać słuchać. Ten utwór definitywnie nie jest adekwatny do tego, czego słucham, na co dzień. Sam utwór jak i również, a może nawet przede wszystkim głos wokalisty porusza w moim mózgu, duszy te obszary, gdzie rozpływam się słysząc już pierwsze dźwięki fortepianu. Dawno nie słyszałam tak dobrego i najeżonego emocjami utworu. Jest tak zwiewny i delikatny, że słuchając go człowiek ma wrażenie, że unosi się kilka, kilkanaście metrów nad ziemią. ----->Sam Smith - Stay With Me<-----

Nymp

piątek, 15 lutego 2013

Wspomnienia

Cześć wszystkim;)

Kilka dni się zbierałam do napisania tego posta, ale jakoś wena omijała mnie szerokim łukiem i w końcu dziś cichutko, trochę nieśmiało, lewie słyszalnie, zapukała do małego okienka zmarzniętą rączką i postanowiłam ją przywitać z otwartymi ramionami;). Stwierdziłam, że wycisnę z tej nadarzającej się okazji ile tylko się da, bo nie wiadomo, kiedy znów mnie odwiedzi. Nawet udało mi się napisać skrawek wiersza (taaaak wiersze też zdarza mi się pisać, jednakże one nigdy nie ujrzą światła dziennego). 

Jako że w moim domu aktualnie jest malutki remoncik to musiałam swoje rzeczy posortować i to, co niepotrzebne wyrzucić. Przeglądając to, co się nagromadziło do tej pory, natrafiłam na wiele "pamiątek" z poprzednich lat. Myślałam, że zejdzie mi to góra 15 minut, ale nim się obejrzałam spostrzegłam, iż siedzę prawie 2 godziny nad tym. Strasznie miło jest powspominać "stare lata". Przy niektórych rzeczach wiele się śmiałam, inne bardzo mnie wzruszyły i łezka się w oku zakręciła. Kiedyś nie przywiązywałam takiej wagi do tego jak dzisiaj. Nie jestem typem osoby, która jakoś specjalnie składuje wszystko, bo ma to sentymentalny charakter dla mnie, aczkolwiek miło mi się bardzo zrobiło jak to wszystko oglądałam. Może z wiekiem zaczynam dojrzewać i mięknąć? Nie mam pojęcia.

Następnego dnia odwiedziła mnie przyjaciółka. Jak to zazwyczaj przebiega herbatka, ploteczki. W ten czas natchnęło mnie, aby obejrzeć stare zdjęcia z przeciągu jakichś 6 może 7 lat. Oglądając je śmiałyśmy się do rozpuku, płakałyśmy ze śmiechu i może trochę z tęsknoty do tych beztroskich lat. Czasem człowiekowi niepozornie przebiega myśl, że chciałoby się wrócić do tego beztroskiego dzieciństwa, gdzie każda drobnostka sprawiała radość, a życie wydawało się kolorowe i takie piękne. Życie oczami dziecka na przestrzeni lat zdaje się takie wspaniałe, pozbawione trosk, wesołe i pełne radości, aż chce się przeżyć dzieciństwo jeszcze raz. Wydawało mi się również, że mój piesek jest u nas jakby od wczoraj, a uświadomiłam sobie, że już w październiku skończy 4 lata. Jak ten czas szybko leci. Jeszcze niedawno nie martwiłam się maturą, myślałam, że jeszcze szmat czasu do niej, a tak na prawdę skrada się za rogiem i słychać już jej złowieszczy śmiech. Oby do maja i jak najlepiej ją zdać;)

A tym czasem zostawiam Was z piosenką, od której wziął się mój "nick" czy też nazwa bloga, nieważne;)---->Coma- Cisza i Ogień<----

Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego weekendu:)

Nymp

niedziela, 3 lutego 2013

Moje wypociny



W końcu mam chwilę czasu żeby napisać coś o książce pt. „Kraina Chichów” Jonathana Carrolla. Książka zupełnie mnie zaskoczyła, chociaż na samym początku się nie zapowiadała na taki obrót akcji.  Z pozoru książka może nudzić, nic się w niej nie dzieje, ale to są tylko pozory. Głównym bohaterem jest Tomasz Abbey- skromny nauczyciel, wielbiciel twórczości pisarza dla dzieci, Marshalla France'a oraz obok niego pojawia się urocza Saxony- lalkarka, z którą dzieli swoje uwielbienie do pisarza. Tomasz postanawia zrealizować swoje największe marzenie i napisać biografię swojego idola- Marshalla. Saxony robi wszystko, aby mu pomóc, zbiera dla niego informacje o pisarzu. Mimo, że Tomasz z początku się opiera i jest zniesmaczony pomocą, później tę dwójkę połączy silne, namiętne uczucie.

Jak często powtarzała mi mama „Od uwielbienia do paranoi jest już bliska droga. Między nimi jest tylko cieniutka granica, którą można bardzo łatwo przekroczyć”. O tym też się przekonał główny bohater. Dwójka miłośników twórczości France’a wyrusza do rodzinnego miasteczka ich idola. Z obawą, że córka pisarza- Anna nie pozwoli im napisać biografii wjeżdżają, aby ich marzenie ujrzało światło dzienne. O dziwo Anna od początku była bardzo miła dla przybyszów, jak i mieszkańcy Galen. Wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce po ich przyjeździe były zasługą wielu intryg Anny oraz mieszkańców, które miały na celu odzyskanie przez nich tego, co kochają najbardziej, na czym im najbardziej zależy.

Jeżeli chodzi o bohaterów to bardzo klarownie mają ukazane charaktery. Autor w opisach skupia się na tym, co jest najważniejsze dla danego obiektu, czy postaci. Wszelkie opisy osób, otoczenia czy miasteczka są trafne, fajnie ukazane. A akcja w książce jest niesamowicie specyficzna, rozkręca się powoli, ale idealnie zazębia.  Dopiero po tej lekturze pojęłam, co znaczy określenie "niespodziewane zwroty akcji". Autor stosuje pewną grę, wodzi za nos czytelnika i świetnie się przy tym bawi. Potrafi rzucić jakiś strzępek informacji, który rozbudza ciekawość, a później jak gdyby nigdy nic zajmuje bohatera czymś innym przez dłuższy okres. Później ze stoickim spokojem, powoli wraca do podjętego wcześniej tematu.  Dzięki owemu zabiegowi Carroll pozwolił czytelnikowi zrozumieć książkę i zagłębić się w nią. Czytelnik miał czas na zastanowienie się nad sytuacją oraz na przeróżne domysły dotyczące dalszego ciągu wydarzeń. Carroll doskonale spaja świat fantastyczny z szarą rzeczywistością. Robi to tak doskonale, że w pewnym momencie zaczynamy w jakiś sposób przynależeć do tego świata. Być może właśnie ta magia urzekła i przekonała do książki tylu czytelników w różnym wieku.

Zakończenie książki jest totalnym zaskoczeniem. Faktycznie podczas lektury pewnych rzeczy się domyśliłam, lecz ostatnia akcja była nie do przewidzenia. Tylko ktoś z wybujałą wyobraźnią mógł napisać taką książkę. Zakończenie jest zwieńczeniem całości książki, idealnie wpasowane w klimat, lecz pozostawia w niepewności, ponieważ nie wiemy, jakie będą dalsze losy bohatera. Jedynie możemy sami wykreować sobie ciąg dalszy.

Książkę polecam każdemu ;)


Nymp

środa, 30 stycznia 2013

Hey ;)

Uch na szczęście wracam już do żywych i choroba przestała się nade mną znęcać ;P. Trochę zaległości mi się porobiło w szkole, ale wszystko da się nadrobić. Już prawię skończyłam pisać swoje wypociny o "Krainie Chichów" także niedługo coś tam się pojawi na temat tej książki. Bardzo mnie zaskoczyła jej treść, nie mniej jednak jest świetna.

Jutro idę koleżankami z klasy potowarzyszyć przy oddawaniu krwi. Niestety ja jeszcze przez 3 miesiące nie mogę, ale to już niedługo i w końcu oddam krew miejmy nadzieję ;). Jako że już jestem przy tym temacie to zachęcam Was do pomocy małej Zosi link jest tutaj [KLIK]. Warto pomagać :)

Nie mogę się też doczekać piątkowego wyjazdu do teatru im. Juliusza Osterwy do Lublina. Spektakl nosi nazwę "Komedia Teatralna". Zapowiada się ciekawie :). Na poprzednich sztukach wystawianych w tym teatrze świetnie się bawiłam. Zwłaszcza na "Bogu" Woody'ego Allen'a. Przezabawny spektakl, na 90 minut jakieś 75 spędziłam na śmianiu się. Chociaż wydawałoby się, że ta sztuka najbardziej mi się podobała to tak nie jest. "Iwona, księżniczka Burgunda" dramat W. Gombrowicza najbardziej zapadł mi w pamięci. Oglądając go na deskach teatru nie do końca wiedziałam o co w nim chodzi, a zwłaszcza po ostatniej scenie miałam kompletny mętlik w głowie. Jednak po głębszym zastanowieniu się i przeczytaniu dramatu wiele mi się w głowie rozjaśniło. Polecam wszystkim, którzy nie byli jeszcze w teatrze, aby się udali do niego, ponieważ na prawdę warto zobaczyć na żywo grę aktorską. Jest to wspaniałe przeżycie :)

Życzę miłego końca tygodnia i udanego weekendu ;)


Nymp

sobota, 26 stycznia 2013

Cześć ;)

   Ostatnio nic nie dodawałam, ponieważ 19 stycznia miałam studniówkę i szkoła oraz przygotowania do niej pochłonęły cały mój czas, a w ten poniedziałek zepsuła mi się klawiatura, ale dzięki życzliwości koleżanki mogę to napisać ;)Studniówka była genialna i mimo moich obaw bawiłam się świetnie i tutaj należą się ogromne podziękowania dla mojego partnera za wspaniałą zabawę. Szkoda tylko, że poprawiny już nie były tak udane, ale nie one były ważne tylko wcześniejszy dzień ;).

Kilka dni temu znów zachorowałam, ale mimo choroby nie jest tragicznie. Będę miała więcej czasu na czytanie książek. Wczoraj przyjaciółka wysłała mi ten cytat "Boję się że pewnego dnia stracę to wszystko, co nie dość kochałem. Pamiętaj i nie wahaj się kochać tego, co kochać warto...".  
Pochodzi on z książki Pana Jonathana Caroll'a "Drewniane morze". Jako, że byłam akurat w bibliotece ruszyłam na poszukiwanie tej książki, lecz była tylko "Kraina Chichów". Od razu bez wahania złapałam ją i po powrocie do domu zaczęłam czytać. Mimo, iż wcześniej zaczęłam czytaj inną książkę.  Już ją kończę i po przeczytaniu pewnie dodam recenzję. A jako przedsmak książki podam z niej cytat "Czytanie książki jest, przynajmniej dla mnie, jak podróż po świecie drugiego człowieka. Jeżeli książka jest dobra, czytelnik czuje się w niej jak u siebie, a jednocześnie intryguje go, co mu się tam przydarzy, co znajdzie za następnym zakrętem. A jeżeli książka jest marna, przypomina przeprawę przez Secaucus w New Jersey: cała okolica cuchnie i człowiek żałuje, że w nią w ogóle zabrnął, ale skoro już tak się stało, zamyka okna i oddycha ustami, żeby jakoś dotrwać do końca."
Po przeczytaniu cytatu, który mi wysłała zaczęłam się zastanawiać czy faktycznie wszystkie moje decyzje jakie w życiu miłosnym podjęłam były słuszne. Nigdy jeszcze urywek książki nie dał mi tyle do myślenia. I to uświadomienie sobie, że w pewnym rozdziale mojego życia popełniłam taki znamienny błąd, że świadomość iż gdybym postąpiła inaczej tak na prawdę zmieniłby cały ten czas od rozpoczęcia liceum jest okropne. Być może jego imię będę nosiła w sercu do końca życia nawet jeżeli więcej go nie spotkam. Ale koniec tych miłosnych wywodów, bo smutno się robi ;). 

Będę się starała regularnie pisać na blogu przynajmniej raz w tygodniu na weekendzie ;)

Nymp

niedziela, 13 stycznia 2013

Początek ;)

Cześć ;)

Hey na imię mi Kaśka i jestem tegoroczną maturzystką. Generalnie nigdy nie "kręciło" mnie posiadanie bloga, ale zostałam natchniona przez koleżankę z klasy. Czytałam akurat jej recenzję książki, którą pożyczyłam jej jakiś czas temu. Jest to książka Anny Bojarskiej "Bóg pali cygara". Zachęcam do zajrzenia na jej bloga o ile ktokolwiek trafi na mój ;)  [Klik] . Będę zamieszczała tutaj swoje przemyślenia na wszelkie tematy. Może sama zrobię jakąś recenzję książki, płyty czy też filmu, ale to się okaże z czasem ;).

Jak pewnie wszyscy wiedzą dzisiaj był 21 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Oczywiście mnie nie mogło zabraknąć w gronie wolontariuszy ;). Uwielbiam takie akcje. Było pełno serdeczności od strony ludzi, śmiechu i radości. Uciełyśmy z Kamilą i ludźmi wiele miłych i ciekawych rozmów, starałam się wszystkich zarazić uśmiechem. To wspaniałe jest, że tylu ludzi chce pomagać i tę pomoc niesie potrzebującym, aż serce rośnie. No, ale nie obyło się bez zgryźliwości ze strony "przesympatycznych" starszych pań. Ja rozumiem, że nie każdy chce czy też może pomóc, ale przesadą jest już jak ktoś perfidnie w twarz mówi Ci, że te pieniądze albo dla siebie zbieramy albo "Owsiak to cham i złodziej, a te pieniądze zamiast na WOŚP to na Rydzyka dać".  Jeżeli ktoś nie chce wspomagać takiej akcji to niech przejdzie obojętnie obok wolontariuszy, a swoje refleksje pozostawić dla siebie, bo to nie jest przymusowa zbiórka. Ale najważniejsze jest że są jeszcze ludzie, którzy pomagają, ponieważ każdy grosz się liczy :)

Tym akcentem zakończę mój pierwszy post i życzę udanego poniedziałku ;)

Nymp